Nie umiem powiedieć czy u mnie dobrze czy źle. Wegetuję. Tabletki dają mi siłę by wygramolić się z łóżka i iść na zajęcia... na naukę sił już nie starcza.
Przytyłam. Nie wiem ile ważę bo od Jej śmierci nie stanęłam na szklanej wyroczni. Wiem jedynie że spodnie rozmiaru 25 musiały wylądować w koszu, a koszule 34 stały się mocno dopasowane.
No i stało się najgorsze - znów dostałam okres (a nie licząc drobnego plamienia w paździeniku, nie miałam go już rok). Zazwyczaj dostawałam okres przy wadze 58kg (tak było w 6klasie, tak było po pierwszym leczeniu w drugiej gimnazjum, tak też było po trzecim nawrocie w wakacje przed klasą maturalną).
Za półtora roku, o ile wszystko jakoś się ułoży dostanę pieczątkę i będę decydować o ludzkim życiu.... a na razie nie umiem nawet mądrze postępować ze swoim własnym.
Zbieram się do napisania tego komentarza któryś raz. Bo pisanie tak od czapy "hej - terapia działa! możesz zmienić swoje życie" byłoby trochę mocno sztuczne. Chyba, że może tego właśnie potrzebujesz? Otwartego i prostego komunikatu, który zbije z tropu wszelkie wymówki?
OdpowiedzUsuńNie sądzę jednak. Szczególnie, że jesteś osobą inteligentną i dość mocno ukształtowaną. W tym ukształtowaniu też tkwi pewien szkopuł. Jesteś mocno zakorzeniona w zaburzeniach i wydaje mi się, że Ty chcesz się ich trzymać. Wydaje mi się, że Ty chcesz umierać. Ciężko, naprawdę ciężko pisać mi takie słowa Tobie. Ale skoro śmierć bliskiej osoby stała się kolejną wymówką do samozniszczenia i nie przyniosła wstrząsu, który pchnąłby Cię w stronę leczenia? Oczywiście, ja rozumiem, z jakimi kosztami psychologicznymi wiąże się śmierć bliskiej osoby. Bardzo Ci współczuję. Tylko z drugiej strony: zetknęłaś się ze śmiercią, dość szczególną, bo przecież z Jej śmiercią; Twój przyszły zawód również pewnie będzie się o nią niestety ocierał. Czy to nie powinno przynieść jakiegoś impulsu, że może pora odważyć się ŻYĆ, zamiast chorować, bo zaburzenia niestety sprowadzają najczęściej życie do egzystowania i wpadania wciąż w te same zastawiane przez samą siebie pułapki. Czy to nie pora wreszcie zacząć żyć? Obawiam się, że jeśli uciekną Ci kolejne lata w taki sposób, bardzo ciężko będzie zmienić struktury osobowości.
Mogę się jednak mylić. Mogłaś nie napisać wszystkiego w powyższej notce. Może jest inaczej, może coś się w Tobie zmieniło i poza żałobą, i próbami radzenia sobie z rzeczywistością w tych trudnych warunkach, pojawiło się coś jeszcze. To byłaby dla mnie naprawdę wspaniała wiadomość, gdyby tak było. Ściskam Cię mocno.
Czytam Twojego bloga od dawna, mimo że nie komentowałam do tej pory... Myślę, że nie ja jedna. Chciałabym Ci napisać - nie poddawaj się, proszę. Jeszcze będzie lepiej. Wiem, że to łatwo powiedzieć komuś, kto nikogo bliskiego w życiu nie stracił. Mam jednak wrażenie, że trochę nas łączy i naprawdę przykro mi, że jest Ci ciężko. Jeśli mój komentarz zdoła wywołać przynajmniej delikatny uśmiech na Twojej twarzy, to uznam, że było warto. :) Trzymaj się, M.
OdpowiedzUsuń