sobota, 27 lutego 2016

quo vadis?

Chciałam tu wrócić. Schudnąć, zniszczyć swoje ciało, doprowadzić do stanu nędzy i rozpaczy. By ktoś wreszcie zauważył, że ja TEŻ cierpię.
By w końcu babcia, ciocia i wszyscy wokół zrozumieli, że nie jestem aż tak silna, by podźwignąć żałobę , studia, opiekę nad siostrą, tatą, kotem i dwoma mieszkaniami odległymi o 120km.
Że dalej jestem małą zagubioną dziewczynką, która nie może się odnaleźć w nowym środowisku, dzieckiem które szyknowano całą podstawówkę, zagubioną duszą, która nie radzi sobie z dorastaniem... Że mimo pozornej dojrzałości, odpowiedzialności i siły charakteru wykutej wieloma przejściami na przestrzeni właściwie 20lat, wewnątrz jestem dalej kruchutka jak 3 latka, o której "zpomniano" bo pojawił się na świecie malutki blond-aniołek, jak 13 latka, której ambicje przekraczały ludzkie mozliwości, jak 16 latka załamana faktem, że nie pociągnie 4 olimpiad jednocześnie z wypracowaniem dobrej średniej, jak 19 latka wyjęta z rodzinnego domu do obcego miasta, by w obcym języku poznawać strukturę ludzkiego ciała...

Z jednej strony powinnam czuć się wolna. Bo to przecież mama wpoiła mi perfekcjonizm i bycie zawsze najlepszą, to dla niej wymagałam od siebie 300%, by była dumna ze swej grubej, brzydkiej , ale "chociaż mądrej" córki.
To wbrew niej kontynuowałam dietę zaczętą z powodów zdrowotnych, przegłodziłam pierwszą licealną, jako bunt, że nie opiekuje się mną jak kiedyś obżerałam się by później "spowiadać" nad WC.

Nagle wiem, że jestem dorosła, niezależna i jedynym moim ograniczeniem jestem ja sama (no i słaba sytuacja materialna).
A mimo to coś ciągnie mnie do autodestrukcji.

Jednak nie odnalazłam się tu. Głodujące na 200 -800 kcal dziewczęta nie budzą już we mnie podziwu, lecz litość. Boję się o nie, jakby były moimi pacjentkami. Jakby mogła im w jakikolwiek sposób pomóc...

I nagle przy stole operacyjnym zrozumiałam, że gdybym zamiast chudości wybrała mięśnie, to nie doskwierałby mi ból pleców w połowie 7 godzinnego zabiegu, ani uczucie mdlenia pod koniec. Że gdybym miała silniejsze ciało, mogłabym w tym zabiegu pomóc, a nie tylko anemicznie patrzeć z "zaszmacia".

Ale najgorsze jest to, że nie wiem czego chcę, ani jak wyglądam.
Recovery? Powrót do normalności kusi, ale czuję się na to za gruba i zbyt zdrowa fizycznie (bo przy normalnej aktywnosci nic mi nie doskwiera).
Z lustra (szczególnie w ubraniu) spogląda na mnie zdrowa, dobrze zbudowana dziewczyna.

Tylko chwilami, zmęczona padając na łóżko, w ogarniajacej ciemności czuję kolano wbijające się w drugą nogę, czy kolce biodrowe ugniatające materac....

6 komentarzy:

  1. "Zbyt zdrowa fizycznie"- czy musisz umierać, żeby chcieć być zdrową? Nie krzywdź się, bo później... może być za późno. To, że się tu nie odnajdujesz, coś znaczy. Gdzieś w Tobie jest zdrowa, szczęśliwa osoba. Tylko pozwól jej rozkwitnąć.

    Autodestrukcja będzie zawsze Cię do siebie przyciągać, jeśli nie wypracujesz innych metod odreagowywania negatywnych emocji. Każdy tego potrzebuje, ale są inne, całkiem dobre sposoby na pozbycie się lęku i stresu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Zaczynam powtarzać słowa... Wybacz. Zwykle nie mam z tym problemu.

      Usuń
  2. O jej... Wiesz jak tak czytam ten post, to dosłownie jakbym sama siebie widziała. Naprawdę. Mam to samo z mamo, z domem, praca, tym wszystkim co napisałas powyżej, i z myślami na temat bycia skinny lub fit. Nie martw się, od dziś wracam na bloggera i będę cię wspierała! Jeśli będziesz miała ochotę pogadać to pisz, myślę że załapiemy dobry kontakt :)) 48727392 A tutaj daje linka do mojego bloga, jeśli masz ochotę możesz zaobserwować ^^ http://another90sgirl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ledwo Cię znam, ale jestem z Ciebie dumna. Naprawdę. Nawet jeśli nie chcesz już tego słuchać to ja Ci to jednak napiszę - jesteś silną kobietą. To, że czasami wolałabyś być małą dziewczynką, z której ktoś zdjąłby ciężar życia, to normalne. Nawet najsilniejsi potrzebują kogoś, kto się nimi zaopiekuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zagubiona w dorosłym życiu... Skąd ja to znam? Może jeszcze nie należę do grona dorosłych, jednak ten czas zbliża się nieubłaganie. 18 lat kończę już za kilka miesięcy i od tego czasu będę oficjalnie dorosła. Co z tego, skoro mam wrażenie, że wymagam opieki podobnej do tej otrzymywanej przez kilkulatkę? Albo chociaż takiej dawki miłości?

    Czuję się zagubiona. Nie wiem, co robić. Boję się dorosłości. Boję się żyć w społeczeństwie ludzi dorosłych. Czujesz coś podobnego? A może inaczej to odbierasz?

    Mimo wszystko mam wrażenie, że chociaż po części Cię rozumiem. Trzymaj się. Odnajdź to, czego szukasz, o co tak wołasz.

    Również tulę. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ludzie zbytnio skupiają się na sobie żeby zauważyć cudze cierpienie. Czy w takim razie warto udawadniać coś innym? To trudne ale zrób coś dla siebie. Nie dla babci i cioci. Możliwe, że to uczucie nigdy nie minie. Ja mam trochę więcej lat niż ty i nie minęło. Ale można z nim żyć. I być szczęśliwą. Czasami - a to już dużo.

    OdpowiedzUsuń