Nie rozumiem siebie.
Chcę się zagłodzić, zniszczyć, ranić. Chcę czuć słabość, ból i cierpienie. By ciało przeżywało to, czego doświadcza dusza.
Ale nie umiem się zmusić do diety, nie umiem jeść normalnie, jem napadowo, ogromne porcje, trzęsąc się potem i wbijając paznokcie w skórę, by tylko nie zwymiotować.
W ogóle nie umiem nic od siebie wymagać. Ani nauki, ani porządku, ani dbania o siebie. NIC. Jem, śpię, jem, śpię, jem.
Wieczorami nie mogę zasnąć przez żołądek uciskający sumienie. Gdy już zasnę wybudzam się cała zlana zimnym potem, zmieniam piżamę co noc.
Budzę się o świcie, 2 godziny przed budzikiem nastawionym na 7-7:20. Mam zamiar tylko wypić kawę, jednak ulegam, łamię się przed lodówką i spożywam "śniadanie" - na początek tylko wafel ryżowy z dzemem ("może mi wystarczy"), potem duży serek homo ("na pewno się nim zapcha"), jabłko / gruszka ("ileż można zjeść rano?!)... Na koniec różnie kolejna kawa, kromka chleba, batonik zbożowy.
Na zajęciach jestem niewyspana. By nie dostać zgagi po 3 lub 4 kawie jem. Zawsze mam kupić grahamkę, po czym przy kasie wymieniam ją na drożdżówkę, ciastka czy batona.
A i tak od 12 marzę już tylko o obiedzie.
Wracając do domu wchłaniam suty obiad - garnek upy krem z bułką, czy paczkę warzyw z woreczkiem ryżu, następnie kładę się spać "na chwilę" przesypiam kilka godzin 15-18, czy 16-19.
Wstając piekielnie głodna zjadam dużą owsiankę, cały budyń lub 3-4 kanapki. Potem dojadam owoce. Potem idę po lody / czekoladę/ wypasiony deser mleczy. Często ucztę kończę litrem kakaa.
I tak w kółko, dzień po dniu.
A z drugiej strony chciałabym coś osiągnąć, czegoś się nauczyć, być w czymś doceniona. Chodzę na konferencje (głownie po to by nie mieć czasu jeść), zapisałam się nawet do koła naukowego...
I choć niesamowitym fartem jakoś zaliczam kolejne zaliczenia, to nie umiem się z tego cieszyć. Wydaję setki złotych na pocieszające słodycze lub drinki ze znajomymi... a i tak nigdy nie śmieję się szczerze.
Bo widząc rosnące z dnia na dzień galaretowate cielsko które miało być już na zawsze przeszłością nie umiem nawet mieć do siebie szacunku. Udaję że siebie lubię kupując ładne buty, ubrania, kosmetyki.
Po czym budzę się z pełną szafą, pustym kontem i przekonaniem, że to wszystko mi się nie należy. Że powinnam wszystko zwrócić, oddać ładniejszym i więcej wartym kobietom...
I nikt nie widzi, że jest źle. Siostra -prawie psycholog, ojciec - niby przyjaciel, żadna z 4 szczerych przyjaciółek.
Wszyscy przyzwyczaili się do smutnych, niepomalowanych na wypadek łez oczu, nikt nie zwraca uwagi na sine palce i usta, ani przerzedzone włosy... Bo przecież to naturalna część mnie.
Znów straciłam szansę. Znów tyję samym cukrem i tłuszczem. Tyję, ale nie odżywiam organizmu, tyję ale dalej mam niedobory i ich objawy (prążkowane paznokcie, sucha i łojotokowa skóra, sztywne, kruche i wypadające włosy, szara cera, wieczne zamarzanie mimo ciepłego otoczenia)...
Równo 10 lat temu po raz pierwszy trafiłam do z powodu zaburzeń odżywiania...
Patrzac na Twoj jadlospis spozywasz tylko cukry proste dzem cukier, serek cukier, owoce zdrowe ale jednak cukier. Powoduje to ogromne skoki glukozy we krwi a nastepnie wyrzuty insuliny i znowu chec na cos slodkiego. Cukier to grozny narkotyk dziala jak kokaina! Rozumiem ze masz problemy z psychika. Czytajac Twoj blog czasem czuje jakbym czytala swoje mysli. Cierpie na depresje i binge eating ale ostatnio duzo czytalam o wplywie cukru na organizm a w szczegolnosci na psychike. Zastap cukry proste -zlozonymi, a przede wszystkim jedz duzo bialka o dobrych tluszczy. Polecam sniadanko bialko-tluszcz np jajecznica, omlet z orzechami. Mozesz sie nawet objadac ale postaw soboe zasade zadnych cukrow prostych, gotowych sosow, slodkiego pieczywa. Mozesz sie najesc np pelnoziarnistym makaronem z sosem z pomidorow (zrobionych samej) albo orzechami (ja tak robie) nawet owoce, polecam malinki, truskawki, borowki (malo kcal) mozna zrobic pyszny koktakj. Pierwsze dni moga byc meczace (bole glowy, ospalosc) ale to dlatego ze rzucasz narkotyk! Czasem organizm sie przyzwyczai do czerpania energii z innego pozywienia. Po kilku dniach bedziesz sypiac lepiej, bedziesz skoncentrowana i pelna energii a jiz napewno psychocznie poczujesz sie lepiej. Glowa do gory! <3 polecam poczytac sobie w internecie o szkodlowosci cukru, ja od tej pory patrze inaczej na to cholerstwo
OdpowiedzUsuńSerki jem naturalne, takie 11gbiałka i 4,5g tłuszczu/100g, opakowanie 220 lub 250g, więc "śniadanie" jest właśnie tłuszczowo-białkowe.
UsuńA co do "pełnoziarnistości" dla mnie 100g brązowego ryżu lub makaronu z pełnego przemialu plus sos z 1/2 paczki mrożonej mieszanki chińskiej i passatą pomidorową jest 500kaloryzcnym zaspokojeniem głodu na ... godzinę. To samo z owsianką 80g płatków na szklance mleka to sytość na 30-40min.
Paradoksalnie drożdzówka z serem popita gorzką kawą mlekiem zaspokaja mnie na te 2-3h.
Owoce to praktycznie jabłka, czasem melony czy ananas, banany daję do owsianki. Dzemy mam własnej roboty, więc wiem, że dodatek cukru "pozaowocowego" jest w nich skrajnie niski. CZęsto zamiast dzemu jest hummus.
A jakbyś czytała mnie dłużej zrozumiałabyś że nie mogę ot tak wprowadzić ograniczeń, bo ryzykuję że znów będę walczyć o życie z powodu wygłodzenia... Bo skłonności anorektyczne wracają do mnie nawet gdy postanawiam zrobić sobie tydzień bez słodyczy....
Tak szczerze przeczytałam wszystkie Twoje posty zanim je skasowałaś. Nie wiem czemu Ci to napisałam, chcialam pomoc bo mi przykro, czuje jakas potrzebe podzielenia sie tym co mi teraz pomaga chociaz jakis czas temu bym to wysmiala. Glod fizyczny a mentalny to dwie rozne rzeczy. Tez potrafilam pol dnia jesc zdrowo tylko czekac az pojde kupic dwie czekolady, zjesc je w domu nawet nie zdejmujac butow, zjesc duza pprcje obiadu popic cola, usiasc i plakac bo juz nie wiedzialam co dalej. Pierwsza diete zaczelam w wieku 6 lat z wlasnej woli, potem cale moje zycie to diety polaczone z objadaniem sie tylko jest coraz gorzej. Anoreksji nie mialam ale zdarzaly sie okresy kiedy glodna balam sie zjesc zwykly jogurt. Na prawde nie wiem jak Ci pomoc, moze na cos wpadne ale zdrowienie to jest proces, upadki i wzloty. W sumie to noe mozna wyzdrowiec, jedynie da sie uspic chorobe bo ona jest na cale zycie. Kazdy w glebi serca chce byc szczesliwy, jestem pewna ze jeszcze Pan Bog Ci wynagrodzi ten bol w zyciu, nawet nie wiesz kiedy moze nastapic przelom. Trzymaj sie
OdpowiedzUsuń