Hej
znów śniłaś mi się zeszłej nocy. Jak kiedyś wysłałaś mnie z tatą na specjalne zakupy "bo zięć przyjeżdża"... To był na prawdę miły sen, mimo, że siedziałaś w nim na fotelu, z wąsami tlenowymi, w TEJ zielonej piżamie i przykryta beżowym swetrem, który teraz gości w mojej szafie.
Od dwóch czy trzech tygodni myślę o Tobie ciągle. Cała polska pachnie teraz Twoimi ukochanymi bzami. Jeszcze przed rokiem nie zauważałam ile w tym brzydkim mieście jest tych fioletowo, różowo, białych kwiatów. Nawet przed moim blokiem kwitnie ogromny krzew, który co rano orzeźwia zapachem rosy i...Ciebie.
Bo choć ostatnie 3-4 lata nie byłaś w stanie zmieść ich zapachu, oczy co raz rzadziej malowałaś na ich kolor, a ubrania tej barwy zakładałaś już tylko na specjalne okazje, to dalej będziesz mi się z nimi kojarzyć.
Jesienna lawenda, wiosenny wrzos, majowy bez. I storczyki.
Właśnie! Storczyki! Ten Bożonarodzeniowy powoli przekwita, urodzinowy taty kwitnie w pełnej krasie, ale jest jeszcze jeden pusty... Zakwitnie na dzień dziecka czy na taty imieniny? A może w lipcu? Nigdy nie kwitły choć stały na parapecie tyle lat... Dziękuję Ci za nie...
Niestety, ostatnie dni są ciężkie. Zewsząd krzyczą promocje na dzień mamy, jestem bombardowana mailami, bilbordami, rozmowami znajomych.
W tym roku prezent dla Ciebie zamówiliśmy już w kwietniu. Nie wiem, czy ma to dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie, ale chciałabym by Ci się podobał... Wybrałam najbardziej delikatny i kobiecy wzór, taki jaki wydawał mi się być dla Ciebie. Ania dobrała kamień i wazon.
Mam nadzieję, że uda mi się zapełnić go bzami na Twoje święto.
Zaczynam też żałować tej wolności, którą bez Ciebie poczułam. Nagle bez wizji "a co powie Mama", bez "musi być ze mnie dumna" i "wstyd mi przed Nią" straciłam całą motywację do tych studiów. Boję się sesji, ale nie umiem się uczyć, nie umiem sama zmusić się do wysiłku, bo niby dla kogo mam się starać? Sama dla siebie ? Nie chce mi się.
Nie umiem też ogarnąć jedzenia. Gdy uświadomiłam sobie, że umierasz zaczęłam się leczyć, licząc, że moja dobra wola opóźni Twą śmierć, albo chociaż mając nadzieję, że przestaniesz się o mnie martwić... Dziś znów jest źle. Znów jem tak jak wtedy, gdy miałam 18 lat, nie chciałam psychiatry, a Ty z dobrego serca chciałaś się ze mną przejść do dietetyka. Wtedy w 4 miesiące przytyłam 10kg, boję się, że teraz będzie podobnie... Bo wiesz? Nie umiem już wymiotować, a nic z tych śmiesznych leków nie działą na moje jelita, a że jestem leniem to nie ćwiczę...
Ale teraz nie ma kto zabrać mnie do dietetyka... a sama? Nie mam na to odwagi...
Wplątałam się w złą relację. Gdybym postępowała tak, jakbyś ciągle na mnie patrzyła, albo tak jak próbowałaś mnie nauczyć, nigdy nie miałabym takiego ciężaru na sercu ii strachu, że stracę przyjaciela i w dodatku zranię mocno juz styranego życiem człowieka...
Wydawało mi się, że jestem gotowa na dorosłe życie bez Ciebie... Miałam rację, tylko mi się wydawało... Nie doceniałam jakim byłaś dla mnie darem...
Mam nadzieję, że jest Ci dobrze tam, gdzie jesteś.
Kocham Cię, nadal z każdym dniem co raz mocniej...
Chciałabym się odnieść jakoś do Twoich słów, ale chyba nie potrafię. Chcę byś wiedziała, że czytam każdy Twój wpis. Jesteś mi bliska.
OdpowiedzUsuńBól, który odczuwasz musi być przerażający. Na pewno jest. Znam go. Odczucie braku...
Kiedyś sama myślałam o napisaniu podobnego listu do osoby, którą ją straciłam, ale chyba bym nie potrafiła. Ja nawet nie umiem przyznać się do tego, że po prostu tęsknię. Udaję, że jestem twarda i mam wszystko pod kontrolą.
Nie powinnam pisać tu osobie.
Po prostu jestem, pamiętaj.
Dziękuję Ci za komentarz. Doskonale mnie zrozumiałaś. A co do tych słodyczy, to po prostu... mówię "nie", bo nie traktuję ich jak przyjemność. To jest u mnie narzędzie do upodlenia siebie. Zwykle jednak wybieram szacunek do własnej osoby i po prostu ich nie jem, bo wiem jak źle to na mnie wpływa. Tylko czasem mi coś odpierdala, a potem kończę z płaczem albo obrzydzeniem do siebie albo czymś równie niepotrzebnym. Moja psycholog wręcz mi mówi, że powinnam czasem jeść coś niezdrowego (co też robię, ale z wyrzutami sumienia, no bo "nie mogę"). Tylko że ja... nie czuję się na tyle normalna, żeby to robić, bo np. na moim wyjeździe jadłam tony słodyczy, a wróciłam do domu i mam jakby spóźnione wyrzuty sumienia, szaleję z chaosu i destrukcyjnych myśli w mojej głowie. A to tylko tydzień jedzenia śmieci. No i jeszcze dochodzi sytuacja u mnie w domu, zachowanie rodziców, które nie sprzyja normalnemu stosunkowi do jedzenia. Cóż. Rany, ależ się rozpisałam. Przepraszam, że tak tylko o sobie mówię, to w końcu Twój blog...
OdpowiedzUsuńAle nie wiem, co mogłabym Ci powiedzieć. Ogrom Twojej straty jest dla mnie niewyobrażalny. Nigdy sama nie przeżyłam tak dużego ciosu i naprawdę nie znajduję słów. Ale czytam, choć to pewnie żadna pociecha.
Tulę ♥
Płaczę, autentycznie i nie wiem nawet jakich słów użyć w komentarzu. Jestem niesamowicie wdzięczna, że nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale przez to nawet w 1/100000 nie jestem w stanie wyobrazić sobie co czujesz. Trzymaj się. <3
OdpowiedzUsuńWyjątkowo piękny, wzruszający list.
OdpowiedzUsuńStracić kogoś, kogo się kochało, kto nas kochał jest przerażającą rzeczą ale...sama dochodzę do wniosku, po kilku stratach, że jedyne co możemy zrobić, to dalej żyć i nasze spełnione życie to najpiękniejsza "modlitwa" za tych, których światło dociera do nas już jedynie z oddali. Więc może na pewne rzeczy warto nieraz się odważyć dla tych, których już nie ma?