Podjęchał po nią pod blok dokładnie o 16. Wyglądał inaczej
niż go zapamiętała. Nie był tym blond- słodkim chłopczykiem, którego bez
problemu traktowała jak młodszego brata.
Minęły zaledwie trzy tygodnie, a stał przed nią jakby inny
mężczyzna. Wysoki szatyn w eleganckim grafitowym flauszowym płaszczu podkreślającym
błękit jego oczu.
Zabrał ją na przejażdżkę, ot 20 kilometrów poza miasto, do
pięknie utrzymanego kompleksu pałacy i ogrodów. Mieli iść na kawę, niestety restauracja
o tej porze była już zarezerwowana dla gości weselnych, on jednak miał w
zanadrzu plan B. Po chwili ujrzała go niosącego parasol i ogromny termos. O
taką zapobiegliwość by go nie posądzała… Przecież to właśnie
nieodpowiedzialność i bujanie w obłokach przekreślały jego niezaprzeczalne
zalety, gdy spędzali ze sobą dzień po raz pierwszy…
Błądząc alejkami usłanymi kolorowymi liśćmi, podziwiając
ostatnie kwiaty w rozarium, pijąc kawę i
paląc cygara spędzili wspólnie kilka godzin. Tylko zbliżający się wieczór,
zimna, gęsta mgła i bezgwiezdne niebo zmusiły ich do powrotu.
Tuż przed planowanym rozstaniem zaproponowała, by nie
kończyć tego spotkania zbyt wcześnie. Zachęcony jej przyzwoleniem zaprosił na
kolację.
Mijały kolejne godziny, przelewały się krople łez szczęścia
i litry cierpko-słodkiego guinnessa.
Wydawało jej się, że śni. Taki dzień nie miał prawa się
wydarzyć… Ale…
To nie mógł być sen, jego słodkie, gorące wargi były zbyt
namacalne, zbyt zaskakujące i zbyt zachłanne by mogły być wytworem jej
wyobraźni. Pierwszy raz puzzle ułożyły się w całość… „a jednak” …
A jednak potrafię
czerpać przyjemność z bliskości międzyludzkiej, a jednak odczuwam pociąg, tylko
drzemie on uśpiony na specjalne okazje… a jednak uwiodłam zajętego mężczyznę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz