sobota, 21 kwietnia 2018

Gdzie jestem?


Zagoniłam się. Nieubłaganie nadchodzi lato, a podobno najprzyjemniejszy okres mojego życia jest już na półmetku.
Czy jestem inną kobietą? Nie wiem czy w ogóle jestem już kobietą. Z całą pewnością dzięki cotygodniowej godzinie szczerości stałam się nieco mniej zalękniona, nieco odważniej mówię o swoich uczuciach, a ostatnio nawet daję sobie prawo do posiadania potrzeb.

Dalej nienawidzę swojego ciała. Fałd tłuszczu, krągłych piersi, wystającego brzucha, szerokiego zadka i monstrualnych ud. Ale głód nie jest mi przyjacielem, wręcz przeciwnie jest strasznie problematyczną przeszkodą odciągającą mnie na chwilę od pracy. I choć jedzenie nadal stanowi czasem nagrodę, a czasem ujście dla emocji, to z całą pewnością jego rola w moim życiu zmalała.

Niestety dalej nie było mi dane przekonać się czy umiem kochać. Natomiast zakochiwanie przychodzi mi wyjątkowo łatwo. Bo w sumie jak nie zafascynować się onieśmielająco przystojnym przybyszem innego kraju, który nieśmiało rosi o wskazówki jak odnaleźć się w miejscu, które dla mnie staje się powoli prawie tak bliskie jak mieszkanie?

I jak nie zapomnieć o tej fascynacji gdy na drodze staje mężczyzna z poczuciem humoru czarniejszym niż moje, który sztukę cynizmu opanowało perfekcji, w dodatku ma cudowne, wiecznie zamyślone błękitne oczy … A inteligencją i wiedzą zawstydziłby większość moich byłych wykładowców?

I nawet zdarzył mi się sen! Piękny sen, w którym skazani na samotny dyżur i przytłoczeni obowiązkami stajemy się sobie niebezpiecznie bliscy, a on  dotykiem swoich warg obala wszystkie plotki o swej odmiennej orientacji… I czuje się tak cudownie akceptowana… dopóki oczywiście nie zadzwoni budzik.

I tylko czasem pijąc wino i czytając niepoprawnie ckliwą powieść zastanawiam się czy umiałabym zapomnieć o tamtym chłopaku, który na urodziny podarował mi książkę Schmitta…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz