Piszę to dla siebie, nie każe żadnej z Was czytać tych bzdurnych narzekań...
Podjęłam niewinną, delikatną próbę zdrowienia. Chciałam powoli delikatnie zacząć siebie lubić, być dla siebie miłą, nie wymagać od siebie zbyt dużo
Z wewnetrznych dialogów z samą sobą, bycia dla siebie dobrą i pozwalnia sobie na przyjemności wyszła owszem chwilowa radość i spokój... ale z perspektywy to ostatnie dwa miesiące sprawiły że roztyłam się, rozleniwiłam i uzależniłam od lodów.
Może i było miło, ale teraz jest tylko wściekłość, że nie umiem znów wpasować się w ramy nauki i diety, a zamiast nad interną w domu siedziałabym najchętniej z lodami nad stawem....
Najtrudniej jednak odzwyczaić się o tego, że "mogę sobie pozwolić, w końcu jestem chuda"... Ilekroć coś słodkiego jadłam, usprawiedliwiałam to "no bo inni jedzą mimo, że są normalni, to mnie wychudzonej należy się tak samo albo bardziej"... I w mgnieniu ok z wychudzonej dziewczynki z sińcami pod oczami zrobiłam się porządnie zbudowaną kobietą, która w dodatku łapie męskie spojrzenia.
Jednocześnie jedzenie stało się dla mnie tak łatwym rozwiązaniem na ból i niepowodzenia, że nie umiem z niego zrezygnować, ani nawet go ograniczyć... Przecież skoro należą mi się drobne przyjemności, to na pewno nie zaszkodzą...
Paradoksalnie chciałam cały czas być chudsza i jednoczęnie przeszkadzały mi w spaniu "niewygodne kości", kwadratowe barki wydawały się nieco obce, a obraz nóg w mojej głowie nie zgadzał się z romiarem spodni... I w momencie gdy pokochałam moje wystające łopatki, żebra i kolce biodrowe, one znów schowały się pod zwałami tłuszczu....
Do tego wszystkiego jak zwykle dochodzi wściekłość na moją siostrę i współlokatorkę, które nie zwracają żadnej uwagi na kaloryczność potraw, jedzą tłuste i niezdrowe rzeczy, piją soki, zagryzają ciasteczka i mają niedowage...
Na domiar złego, z powodu próby zdrowienia zaczęłam obserwować konta recovery na IG. Zapominając że to 10 lat młodsze wychudzone do granic diewczynki usprawiedliwiałam sobie własne posiłki ich ekscesami... Bo skoro one jedzą dziennie pół litra lodów, batoniki, ogromne w porównaniu do moich zasadnicze posiłki, piją nutri i tyją nic lub bardzo niewiele, to przecie zdrowa, aktywna ja jedząc 2/3 tego i bez wspomagania drinkami powinnam trzymac wagę...
Niestety okazuje się że trzymając bazę 1600-1700kcal, pozwalając sobie co drugi dzień na około 300kcal z lodów, 24 letnia kobieta ważąca około 60kg spędzająca dnie "na nogach", tyje i to bardzo szybko...
A gdyby tego wszystkiego było mało, to coraz bardziej uświadaniam sobie jak spierdoliłam młodość i że właściwie nie mam życia poza uczelnią.... Albo inaczej jedzenie jest moim jedynym życiem, czasem na chwilę ustępuje miejsca nauce...
Dziś czarę goryczy przelały spodnie. Rozmiar 34/36 wg numeracji odzieży roboczej, czyli taki nadal worek, ale trochę mniejszy... W grudniu zastanawiałam się nad zwężeniem ich... dziś ledwo wepchałam w nogawki swe tłuste udziska, a guzik prawie eksplodował na tłustym bebechu....
Współczuję Ci tego miejsca w którym teraz jesteś, bo domyślam się, że nie wiesz co zrobić. To prawda ten powrót do zdrowia wygląda jakby był niczym szkodliwym, jednak i tak kończy się tym, że się tyje i tyje... :/
OdpowiedzUsuńMoże jednak nie rzucaj tego, zacznij życie, jakieś, nie wracaj do tego co było, może kiedyś to wszystko się poukłada, a ty będziesz mogła schudnąć jeśli będziesz tego potrzebowała nadal, do zdrowej sylwetki... Gubię się trochę w tym co tu piszę, bo piszę o jednym, a już bym chciała napisać Ci dalej o czymś innym...
Wydaje mi się, że teraz masz taką chwilę, załamanie, że nie wiesz czy warto dalej walczyć by być zdrową. Takich momentów będzie pewnie więcej, zawsze mówią, że to zdrowienie jest ciężkie i to właśnie przez takie momenty, a nie przez to że nie możesz zjeść kawałka wafla ryżowego... Może te myśli teraz to jest jakaś przeszkoda na drodze ku dobremu... Spróbuj dalej, nie poddawaj się teraz.
Co do życia, to może masz i rację, tylko, że co, co cię ominęło, trochę wspomnieć, fakt wspomnienia są świetne, przyjaciele, imprezy itd. nie wiem czy o to Ci chodziło, tak pomyślałam, że po prostu unikałaś niektórych rzeczy przez chorobę, ale wiesz nadal żyjesz, nadal jesteś młoda, możesz mieć wspomnienia, a po tych przyjaźniach z liceum mało co zostaje, każdy idzie w swoją stronę i tylko czasem jest fajnie.
Zacznij żyć teraz, nie bój się dorosłości, będzie lepiej i gorzej, ale od tego się nie umiera. Nie poddawaj sie, bo może to teraz masz w głowię, by się poddać i wrócić...
Powodzenia
Och jak dobrze Cię rozumiem. I tak bardzo mi przykro.
OdpowiedzUsuńPoniekąd Cię rozumiem. Mówię tak z czystego serca, a nie bo nie wiem co innego napisać. Też czasem nachodzą mnie mysli "Wszyscy mi mówią, że jestem chuda, może faktycznie tak jest? Skoro jestem chuda, to przecież mam prawo zjeść sobie te lody, ciastka itd." Ale codziennie widzę swoje odbicie w lustrze, czuje te wały tłuszczu...i to wszystko mnie blokuje. Na pewno nie jest tak źle jak piszesz....Na pewno tak bardzo nie przytyłaś. Teraz ci się tak wydaję, ponieważ dostałaś tak jakby szoku, po tym jak przez tyle czasu pozwalałas sobie na kaloryczne posiłki. Pojesz teraz trochę mniej i zaraz wrócisz do tamtej sylwetki :) Trzymaj się <3
OdpowiedzUsuńObserwuje :)